25 paź 2013

Czerwona róża w czwartek, marchewkowy sok w piątek

    Wczoraj, 24 października minęła nasza druga miesięcznica po ślubie. Ktoś z Was pewnie pomyśli, czym żeś są zaledwie dwa miesiące. Dla jednych to mało, dla innych wiele, w rzeczy samej pojęcie bardzo względne. Dla nas obu był to po prostu miły dzień, który postanowiliśmy przeżyć troszeczkę inaczej niż wszystkie pozostałe dni w tym jakże normalnym tygodniu.

    Mój mąż ucieszył się widząc mój promieniujący uśmiech, który pojawił się na widok pięknej, czerwonej róży, jaką dostałam właśnie z tej okazji. Ja ucieszyłam się, kiedy on z zapałem szamał wegetariański, specjalny na tę okazje przygotowany obiad. Wieczorem, po wspólnym joggingu, na którym dałam rade wytrzymać tylko 11 minut, po czym myślałam że wypluję płuca i uduszę się jakże czystym rybnickim powietrzem, zasiedliśmy do stołu popijając marchewkowy sok.




   Sok marchewkowy postanowiłam wprowadzić do naszej codziennej diety, po pierwsze dlatego, że jest pyszny, po drugie dlatego, że jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami sokowirówki, po trzecie i najważniejsze dlatego, że jest zdrowy. Poza tym, rodzi się we mnie coraz bardziej zagorzała zwolenniczka zdrowego stylu życia oraz zaczynam odkrywać prawdziwą radość z gotowania, ku wielkiej uciesze mojego męża.

 


    Sprawianie sobie nawzajem małych przyjemności to czysta radość i niekoniecznie musi się ona sprowadzać do tworzenia wystawy batonów na szybie samochodowej, o której mówił ksiądz Paweł na naukach przedślubnych (więcej na ten temat tutaj: Księdza Pawła udane małżeństwo). Małe przyjemności to poranna kawa do łóżka, okrycie dodatkowym kocem w zimny poranek, sms o miłej treści, czytanie na głos ciekawej książki, przygotowanie deseru niespodzianki, odprowadzenie do pracy, niespodziewany czuły pocałunek, czy omawiany wyżej świeży soczek marchewkowy, przy którym trzeba się nieziemsko ubabrać.
 
    Namawiam Was do małych przyjemności już dziś. Trochę wysiłku, a zaskoczenie i radość drugiej osoby może i dla Was okazać się bardzo korzystne (czekam na Wasze relacje).



20 paź 2013

Grapefruit, mango, świeża bazylia, bakłażan i szczypta promieni jesiennego słońca w przepisie na oczyszczenie atmosferty

       Czasem ludzie się kłócą i nie ma w tym nic złego. Do takiego wniosku doszłam ostatniej niedzieli, stwierdzając nawet, że kłótnia przy odrobinie dobrego smaku, może przynieść bardzo smakowity efekt. Młode małżeństwa, też się czasem kłócą, szczególnie, kiedy już ze sobą troszkę mieszkają, a cała aura ślubno-weselna dawno minęła. Narastające emocje, frustracje i pretensje wszelkiego typu, zapracowanie, złe samopoczucie, brak czasu, brak czasu, brak czasu i stres, to tylko niektóre z powodów wpływających na zaburzenie harmonii domowego ogniska.
   
    Co jednak zrobić, żeby nie popaść w całkowitą depresję i lęk o dalsze jestestwo? Sok ze świeżych grapefruitów, mango ze słonym serkiem, bakłażan podsmażany na oliwie udekorowany świeżą bazylią i niedzielny spacer wśród spadających liści i promieni słońca, a przede wszystkim szczera i spokojna (wiem, że to trudne) rozmowa okazują się najlepszym przepisem na oczyszczenie atmosfery.

   Zatem Moi Drodzy kłóćcie się (oby jednak nie za dużo) i gódźcie się rozmową, jako najlepszym lekarstwem na gorzkie dni. Gwarantuje, że po każdym deszczu przychodzi słodki deser.

6 paź 2013

Erę żony czas zacząć

    W życiu każdej panny młodej następuje taki moment, kiedy należy pożegnać się ze swoją suknią ślubną i pójść dalej. Można schować ją głęboko do szafy, przerobić na krótką sukieneczkę, wystawić na allegro, lub zachować dla potomnych. Ten moment wymaga również, żeby panna młoda opuściła swój księżniczkowy pierwszy plan i zeszła na ziemię. Panna Młoda już nie jest zwykłą panną, od tego momentu staje się najprawdziwszą żoną. 

  I chociaż moja suknia dalej wisi na drzwiach sypialni (biorę pod uwagę skracanie albo spadek dla potomnych, w końcu jestem ciocią dla 4 pięknych dam) to jednak postanowiłam rozstać się z rolą panny młodej na zawsze i godnie przyjąć rolę prawdziwej żony.

  Jeśli chodzi o goodmorningbride pozostają dwie opcje, które rozważałam przez ostatnie półtorej miesiąca. Pierwsza z nich polega na wypuszczeniu posta pożegnalnego, który zamknąłby bloga raz na zawsze. Na szczęście jest jeszcze druga opcja, która najzwyczajniej w świecie dopuszcza kontynuację. 

   Kontynuacja stoi jednak w sprzeczności z tym, co pisałam powyżej odnośnie przyjęcia roli żony. Być Panną Młodą można zaledwie kilka chwil, krótko przed ślubem, w dniu ślubu i zaraz po. Dziś jestem dla wszystkich już zwykłą Ewą, żoną męża mojego Marka. To dowodzi, że kontynuacja jest dopuszczalna ale należy dokonać pewnych zmian. 

  Moi drodzy, postanowiłam kontynuować swojego bloga, nie potrafię tak po porostu wybrać opcji pierwszej. Za bardzo się z nim zżyłam, za bardzo lubię siadać przed swoim małym monitorem, za bardzo lubię dzielić się z Wami swoimi myślami. Konieczne jednak jest wprowadzenie zmian, dlatego też miło mi was powitać w mojej nowej odsłonie.

 


   Witajcie, jestem Ewa i jestem żoną. Chciałam zaprosić Was do mojego nowego świata goodmorningwife. Mam wielką nadzieję, że będzie nam razem dobrze. 
 
 
PS. domenę goodmorningbride.blogspot.com postanowiłam jednak sobie pozostawić:)