30 lis 2013

Brownie na 7 lat

    Z okazji mijającej 7 rocznicy od kiedy się poznaliśmy upiekłam nie siódmy,
a pierwszy raz w swoim życiu ciasto Brownie. Niech następne 7 lat będzie tak bardzo udane, jak bardzo czekoladowe jest nasze dzisiejsze deserowe ciasto. Jeśli macie ochotę świętować z nami, albo spróbować ciasta, to wiecie gdzie nas znaleźć!

Rozpuszczona ciemna czekolada

Starta czekolada

 Ubite białko z jajek

 Ciasto (mąka, jajko, cukier)

 Czekolada w cieście

 Ciasto w formie

 Ciasto już upieczone (25 minut)

 Mniam....


   Post dość krótki, ponieważ ostatnio wiele się dzieje. Egzampler ma coraz więcej pomysłów, a my musimy je realizować, poza tym jest jeszcze Kabuncza, która również intensywnie zaczęła działać. Mój blog nie dotyczy jednak ani naszej firmy, ani stowarzyszenia, także tym słodkim akcentem zakończę dzisiejszy post. 
SMACZNEGO!

26 lis 2013

Morświn Paradise Club

      W poprzednim poście pisałam w tajemniczy sposób o hobby mojego męża, jakim jest morsowanie. Dziś uchylam przed moimi czytelnikami całą prawdę na ten temat. Zachęcam również wszystkich tych, którym w niedzielę się nudzi  na zimne, wręcz mroźne kąpiele rybnickich morsów. 

Pierwsze oznaki zimy już za nami, a Morświn Paradise Club właśnie rozpoczął swoją działalność!



TUTAJ więcej informacji na temat klubu!

24 lis 2013

Kto jedzie jutro na morsy?

   W każdym z domów sobota jest dniem pracowitym, nie powiecie mi, że nie! Jedni myją okna, inni palą liście na dworze, ktoś opracowuje przepisy na ciasta, a jeszcze inni robią porządki w piwnicy. U nas wcale nie jest inaczej, też pracujemy ciężko od rana do nocy, mąż nie wstaje od drukarki, żona poszukuje klientów branży reklamowej, między czasie przyrządzając szybki obiad. 
   
    Kiedy jednak za oknem widać coraz większe symptomy nadciągającej zimy, każda sobota kłębi się u nas wokół  nurtującego pytania: KTO JEDZIE JUTRO NA MORSY?

   Pewnie wiecie, że od zeszłego roku MRS stał się zagorzałym morsem, który co niedzielę  wyskakuje z ciuchów, żeby wskoczyć do lodowatej wody w celu doszczętnego ochłodzenia swojego ciała. Brzmi to dziwnie, ale podobno emocje są nieopisane. Nie wiem, nie próbowałam i chyba nie dam się namówić. Mówię chyba, bo z jednej strony bardzo bym chciała sprawdzić możliwości swojego ciała, ale nie wiem czy tego typu praktyki są dla mnie odpowiednie. Zasadniczo bardziej od wód Pniowca i zalewu
w Wielopolu lubię chociażby Morze Śródziemne (wiem, wiem zabrzmiało na bogato, no ale
w innym zagranicznym morzu się nie kąpałam).



   Niedzielne morsowanie stało się już naszą tradycją, a MRS nie może doczekać się swojego pierwszego w tym roku przerębla. Postanowiliśmy, że w tym sezonie zimne kąpiele nabiorą bardziej organizacyjnego charakteru i właśnie wczoraj założyliśmy Klub rybnickich morsów, pod tajemniczą nazwą, której na razie nie mogę wyjawić. Obecnie w klubie jestem ja - nie zażywająca zimnych kąpieli, MRS i BTX, a naszą sztandarową zasadą jest cosobotnie pytanie "KTO JEDZIE JUTRO NA MORSY?"  W związku z czym jeśli ktoś ma ochotę jechać na morsy, niech się odezwie w najbliższą sobotę!


12 lis 2013

Szmaragdowa rocznica

    W związku z wczorajszą rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości wybraliśmy się na obiad do azjatyckiej restauracji zajadać się ryżem z carry i kurczakiem po ichniemu. Ostatnimi czasy była to nasza kolejna wyprawa do tego typu knajpy i tym razem udało nam się zjeść to, co faktycznie zamówiliśmy. Tłumacząc, o co chodzi muszę powrócić do naszej ostatniej wyprawy do Niemiec, kiedy to zatrzymaliśmy się w centrum handlowym usytuowanym przy autostradzie i postanowiliśmy coś zjeść. Jedna z knajp wyglądała całkiem przyzwoicie, a pośród dań widniały również propozycje wegetariańskie. Ja, jako znawczyni języka niemieckiego, w końcu uczyłam się całych sześć lat, postanowiłam dzielnie zamówić dania właśnie po niemiecku. W konsekwencji uzyskując na swoim talerzu kurczaka, ale nie o tym miał być dzisiejszy post. 

    Miniony weekend obfitował w rocznice, nie tylko państwowe lecz również te bardziej osobiste. Wraz z moim mężem miałam zaszczyt uczestniczyć w przyjęciu zorganizowanym z okazji 55 rocznicy ślubu moich dziadków. Szmaragdowe gody, bo tak zwyczajowo nazywa się pięćdziesięcio-pięcioletni staż małżeński, potrafią wywołać duży podziw. Szczególnie dzisiaj, kiedy co piąte w Polsce i pewnie co drugie na świecie małżeństwo się rozpada. Ogromne gratulacje raz jeszcze dla Ciebie Dziadku Pawle i dla Ciebie Babciu Magdaleno. A Wam Moi Drodzy radzę uczyć się języków obcych.



Rocznice ślubu:

1 - papierowa
2 - bawełniana  
3 - skórzana
4 - kwiatowa
5 - drewniana
 6 - cukrowa
7 - wełniana
8 - spiżowa
9 - gliniana
10 - cynowa
11 - stalowa
12 - płócienna
13 - koronkowa
14 - kości słoniowej
15 - kryształowa
20- porcelanowa
25 - srebrna
30 - perłowa
35 - koralowa
40 - rubinowa
45 - szafirowa
50 - złota
55 - szmaragdowa
60 - diamentowa
65 - żelazna
70 - kamienna
75 - brylantowa
80 - dębowa

8 lis 2013

54 piętro

    Jesteśmy na 54 piętrze wieżowca, jest ciepły listopadowy wieczór, spoglądamy na panoramę miasta. Równo poukładane przecznice, oświetlone przyjemnym światłem latarni, hałas ulicy i widok jeszcze użytkowanych pomieszczeń w wysokich biurowcach robi na nas duże wrażenie. Lubimy duże miasta, dźwięki zza uchylonej szyby samochodu, zapachy wielokulturowego menu, ludzi podążających we własnych kierunkach, języki z wielu zakątków świata, mosty łączące tradycję z nowoczesnością, biznesmenów w szytych na miarę garniturach, dziwaków podśpiewujących coś pod nosem i pyszną kawę podawaną
w wersji to go.

     Lubię duże miasta, może dlatego, że tak rzadko w nich bywam, może dlatego, że dorastałam w małej miejscowości, a ta jak każda inna mała miejscowość rządzi się swoimi zasadami. Może dlatego, że Rybnik też nie należy do wielkich miast i mało
w nim różnorodności. A może jest to po prostu typowy rodzaj sympatii młodych ludzi,  dla których bliska obecność placu zabaw, czy piekarni nie mają większego znaczenia. Powodów może być dużo, coś więcej na ten temat mogłyby powiedzieć moje przyjaciółki Agata z Dublinu, czy Dominika z Warszawy, które pewnego dnia postanowiły zamieszkać
w dużych miastach. 

    Frankfurt am Main to atrakcyjne miejsce na mapie naszych podróży. Ciekawa architektura, tradycja i nowoczesność, rzeka, liczne mosty i wysokie wieżowce powodują, że można to miasto polubić, oj bardzo polubić:) Mam nadzieję, że będziemy podróżować tutaj coraz częściej, a mój wpis zachęci Was do zwiedzania naszych zachodnich sąsiadów. 

    Poniżej zamieszczam kilka zdjęć, niestety nie jestem w posiadaniu super lustrzanki, co czyni mnie blogierką gorszej jakości. Na dodatek zapomniałam zabrać naszą cyfrówkę, która bardzo dobrze radzi sobie przy świetle dziennym, aczkolwiek obecnie nie ma to większego znaczenia, ponieważ spoczywa na swoim miejscu, w prawej szufladzie półki w naszym salonie. Pozostało mi pstrykać foty poczciwym telefonem
z aparatem "o 3-megapikselowej matrycy. Bez lampy błyskowej i autofocusu, a więc... no właśnie, bez szału" (źródło) . 

Złej jakości zdjęcia przedstawiają: 
Dzielnicę biznesu z wieżowcami stanowiącymi wizytówkę miasta



Panoramę miasta z Main Tower


Helaba Tower 


Stare miasto


Kawa Starbucks 


Lepsze zdjęcia znajdziecie w wyszukiwarce google, zachęcam do wirtualnych odwiedzin Frankfurtu:)