25 paź 2014

83 godziny na zmianę

   Pierwszy posiłek po 83 godzinach głodówki smakuje co najmniej jak śniadanie
u Tiffaniego albo porządny, świąteczny obiad u mamy! Siadasz przy stole, rozkładasz talerzyk, wyjmujesz bułkę, robisz pierwszy łyk herbaty, włączasz w Internecie poranne wiadomości, robisz głęboki oddech, rozglądasz się dookoła, czy aby na pewno jesteś na sali sama i kiedy jesteś już naprawdę gotowa pozwalasz sobie na pierwszego gryza! Ummmm..... wrażenia jak przy pierwszej komunii! Po kilku przeżuciach jesteś już zupełnie pełna, ale tę chwilę zapamiętujesz na długi czas!


  Próba głodu jaką zmuszona byłam przejść w warunkach szpitalnych, nie była przyjemna, łatwa ani oczyszczająca. Szpital w ogóle nie jest miejscem z kategorii przyjemnych, a nastawienie z przymrożeniem oka szybko zostaje zestawione z brutalną rzeczywistością. Codzienność szpitalna nie jest łatwa. Na szczęście mam to już za sobą, do szpitala nie dam się więcej zaciągnąć!
   
   I chociaż głodu po pierwszych 12 godzinach już nie czuć, a do zawrotów głowy w końcu można się przyzwyczaić, to jednak w imię zdrowia i dobrych nawyków postanowiłam nadać pożywieniu priorytetowego znaczenia. Moje posiłki zawsze były zdrowe, pełne warzyw, nasion, białka roślinnego, wody i owoców. O czym dowiedziałam się od diabetyków: brak śniadania i 10 godzinne przerwy między posiłkami niekoniecznie są już takie zdrowe. Aktualnie muszę zjadać (uwaga!) około 5 posiłków dziennie, z maksymalną przerwą 4 godzin. Dobrze, że moja torebka do pracy jest duża i pojemna, ponieważ do 17.00 muszę zjeść śniadanie, drugie śniadanie, obiad i podwieczorek. A w torebce na wszelki wypadek nosić krówki: małe przesłodkie, ciągnące i mega kaloryczne koleżanki, które w razie czego uratują sytuację.

  Moi Drodzy apeluję do Was wszystkich, odżywiajcie się zdrowo, nie jedźcie za dużo mięsa, pokochajcie warzywa i noście ze sobą drugie śniadanie do pracy! Zgodnie ze starą jak świat przypowieścią: lepiej zapobiegać niż leczyć, zachęcam Was dzisiaj do zdrowego stylu życia!




 


28 wrz 2014

Sama słodycz.

   Cukier w herbacie wczoraj uratował mi życie, cukru nie było mało, bo aż 5 łyżeczek, a do tego  baton snikers. Czasami jednak słodycz w życiu jest po prostu niezbędna. Szczególnie jak w domu nie ma męża i żona zostaje zupełnie sama, bez telewizji, bez internetu i bez ciepłej kołdry w łóżku.

   Nie wiem czy zdarzało Wam się jadać kostki cukru w dzieciństwie, kostki smakowały jakoś o wiele lepiej niż zwykły sypany cukier, cukier w kostkach to było coś! Dziś już nie słodzę, dobre z 10 lat, ani kawy, ani herbaty, więc wczorajszy zastrzyk cukru był prawdziwą bombą słodyczy!

Zaczęła się jesień, sezon nie tylko herbaty z cukrem czy miodem, ale również kocyka, książki, złotych liści i długich wieczorów. Szkoda, że lato odeszło, w tym roku jakby trochę szybciej niż zwykle. Pewnie dlatego,że prawdziwych wakacji w zasadzie nie miałem, a całe 3 miesiące lata spędziłam w nowej pracy. W weekendy czekając, aż mąż wreszcie wróci z pracy! W przyszłym roku plan jest taki, żeby sobie wszystko odbić, także koniec marudzenia.

  Największym wydarzeniem wakacji, poza pierwszą rocznicą ślubu, skokiem (w moim wypadku nieudanym) na bungee, wyjazdem na Słowację i naszym tajemniczym szaleństwem był ślub Agaty! Iście oczekiwane i warte posta wydarzenie! Wariackie przygotowania, spóźnienie na samolot, problem z odtworzeniem piosenki na pierwszy taniec, szalona Panna Młoda i jej optymistycznie nastawiony mąż, a do tego wszystkiego jeszcze basen! Było fantastycznie, najlepszy event całych wakacji!

Czereśnie dziękujemy!






6 lip 2014

Vege w rodzinie mięsożernej

   Nie jem mięsa czternaście lat, od dwóch lat nawet ryb. I choć już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić i to zaakceptować, ba nawet przyrządzać dla mnie "specjalne" potrawy, za co jestem bardzo WDZIĘCZNA (specjalnie użyty CAPS LOCK), to jednak wiem, że niejednemu spadłby kamień z serca gdybym wreszcie dorwała się do soczystego schaboszczaka (na samą myśl aż mnie wzdrygnęło). Niestety to się jednak nie wydarzy i każdemu, któremu przebiegło właśnie przez myśl "nigdy nie mów nigdy" radzę zejść w sferę realnych rad i przemyśleń.

   Nigdy nie lubiłam mięsa, nie mam żadnych miłych wspomnień z wspólnie pochłanianych mięsnych posiłków. Pamiętam za to, gdy dawno dawno temu odwiedziłam z mamą panią doktor, która kazała mi zmusić się do mięsa i pamiętam jak się to zmuszanie skończyło. Na szczęście moja wspaniała mama też odpuściła i od tego czasu posiłki sprawiają mi tylko i wyłącznie przyjemność. Tato z kolei nauczył mnie nie mówić "fuj" na jakiekolwiek potrawy, także jak dla mnie każdy z Was może podawać do stołu co tylko zechce, o ile mięso NIE DOTYKA moich potraw! 



Weekendowy (nie)wypał

 
   Znacie to uczucie, kiedy się tak bardzo na coś czeka, a potem to przychodzi i jednym machnięciem ręki wszystko po prostu się....nie udaje (tak to ładnie ujmę). Święta, długo wyczekiwany wypad, urlop, albo zwyczajny weekend. Od poniedziałku, czekasz, planujesz, kombinujesz, emocje sięgają zenitu, a potem rach ciach pach i pozamiatane. Ja to znam, dziś jakby jeszcze bardziej dosadnie,  wżyna mi się między zęby i w inne mniej dostępne miejsca też. Nawet paznokcie na ten weekend wymalowałam, na żółto, żeby było tak jakoś bardziej wakacyjnie ale zostałam skwitowana szybko i boleśnie. Chwała Bogu, że już jutro poniedziałek!


21 cze 2014

Mały update sytuacyjny - JOBS

   Praca zawładnęła naszym życiem totalnie i choć właśnie przyszło lato i każdy planuje swoje tegoroczne wakacje, my (żona i mąż) jesteśmy w trybie hard-workingu. Ja zmieniłam pracę i w końcu (mam nadzieję) trafiłam dobrze, prosto w sam środek marketingu dużej i wieloletniej firmy. Mąż jakby w ogóle zapomniał o podziale dnia na praca i po pracy, nieustannie przesiadując w swojej korporacyjnej dżungli.

   Pracujemy, zarabiamy, płacimy wciąż zbyt wysokie rachunki i ciągle mamy dla siebie za mało czasu. Nie tylko my ale też wszyscy dookoła, z którymi zdarza nam się czasem spotkać. Jedni próbują uciągnąć sklep na podwarszawskim Powiślu, swoją drogą bardzo imponujący sklep rowerowy, ale u nas biznes jaki by nie był, zawsze musi być obciążony ogromem pracy. Inni za granicą pracują w trybie godzin znacznie przedłużonych niż standardowe 40 na tydzień. Także dookoła praca, praca i jeszcze więcej pracy. Chciałoby się powiedzieć, że dorosłe życie daje nam w kość, jednak niezupełnie, pomimo wszystko dalej jest dobrze, bo niby kiedy mamy ciężko pracować, jak nie właśnie teraz! 


12 maj 2014

Drzwi do lepszego jutra!

  Po bardzo interesującym poranku, spędzonym w towarzystwie ciekawych ludzi, w imponującym otoczeniu i aurze pełnej nadziei czekam na otwarcie drzwi do lepszego jutra!


Kciuki trzymamy!

7 maj 2014

Non human boss. Misja ratujemy Disneyland!

    Trafiam na bardzo dziwnych pracodawców, na tyle dziwnych, że wczorajszego wieczora stwierdziłam, iż są oni wypisz wymaluj dobrym tematem na mojego bloga. Zastanawiam się nawet, czy nie mam jakiejś misji społecznej i czy coś więcej nie kryje się pod moim ciągłym pechem trafiania na pokręconych pracodawców. Patrząc na otaczających mnie ludzi i ich prace oraz słuchając historii o ich przełożonych skłonna jestem stwierdzić, że urodziłam się po to, żeby zmagać się z nienormalnymi relacjami w linii przełożony-podwładny. Analiza przeróżnych sytuacji, stosunków międzyludzkich i borykania się z charakterkami moich wszystkich szefów wymusza na mnie jeden jedyny wniosek, jestem stworzona po to, by uratować świat!

   Jeśli myślicie, że przesadzam i Wasz szef ma także nierówno pod sufitem, radzę wczytać się w moje historie i prawdziwie docenić swoją pracę. Jeśli jednak nadal Wasz szefuńcio pozostaje górą, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do wspólnej misji ratowania świata.

    Sylwetka pracodawcy nr 1 - Kobieta wiek około 35 lat, pseudonim artystyczny Iwońcia. Samochód służbowy marki popularnej, zazwyczaj prowadzony w tempie 160 km na godzinę, w jednej ręce telefon, w drugiej kanapka. Proponowana forma zatrudnienia - umowa zlecenie podpisywana każdego ostatniego dnia przepracowanego miesiąca, stawka w wysokości najniższej krajowej, nadgodziny standardowo niepłatne. Sposób komunikacji z pracownikami - szeroko pojęte kłamstwa wszelkiej maści. Podsumowanie - patrząc z perspektywy czasu kłamstwo nie jest największym problemem w pracy, a Iwońcia okazała się nie taka zła.




  Sylwetka pracodawcy nr 2 - Pan w podeszłym wieku, kreujący się na międzynarodowego bussinesmana, w istocie raczej przypominający zwykłego polskiego gangstera z filmu Kilerów dwóch. Kontakty z półświatkiem, skórzana torba grubo wypchana gotówką, permanentne prowadzenie w stanie nietrzeźwości swoich bardzo drogich aut, druga żona i bagaż doświadczeń z więzienia. Proponowana forma zatrudnienia - umowa zlecenie podpisywana każdego ostatniego dnia przepracowanego miesiąca, standardowo nie wypłacane nadgodziny (w ilości co najmniej 10 na tydzień, w porywach nawet do 20) i uwaga stawka lekko powyżej najniższej krajowej. Znaki (bardzo)szczególne - forma zwracania się podwładnych do przełożonego per doktorek, liczne opowiastki o działaniach wyjętych spod prawa, niewykorzystywanie sztućców podczas jedzenia, nękanie psychiczne żony, licznie wnoszone sprawy do sądu pracy, ogromne zamiłowanie do plazmy.




   Sylwetka pracodawcy nr 3 - gruba ryba z miasta, która bardzo lubi pływać. Mężczyzna w średnim wieku, kreujący się na młodzieżowego hipstera w japonkach. Słabo przejęty życiem swoich pracowników, za to bardzo zaangażowany w nocne przepijanie każdej wpadającej do kieszeni złotówki. Poranki spędzający na odsypianiu imprez na kanapie w swoim designerskim biurze, z wyziewem alkoholowym średnio 7 razy w tygodniu. Forma zatrudnienia - umowa zlecenie, brak nadgodzin, nowy laptop, super komórka i stawki w granicach przyzwoitości (czyt. trochę więcej niż najniższa krajowa). Cechy szczególne - zanadto wyluzowany styl życia, zbyt duża sympatia do podlotków, zamiłowanie do mocnych trunków, modna fryzurka, nieprzyjemny wyraz twarzy, typowe dla niskiego wzrostu u mężczyzn cwaniactwo.




   Sylwetka pracodawcy nr 4 - mały grubasek z pomysłem na interes życia, nieszczęśliwie rezygnujący z niego po upływie dokładnie 21 dni, ze skutkiem zamknięcia biura i zwolnienia wszystkich zatrudnionych pracowników.



   Sylwetka pracodawcy nr 5 -  słitaśny wizerunek starej malutkiej z powiększonymi ustami i dobrze wyeksponowanymi boczkami. Bogaty szczególnie w wulgaryzmy zasób słów, stosowany zamiennie, jako znaki interpunkcyjne. Zamiłowanie do pomadek pielęgnujących usta, drogich kaw, smalcu, parówek i tipsów z frenchem. Wyznaczająca polecenia w trybie mocno rozkazującym, niespecjalnie zagłębiając się w angielskie odpowiedniki podstawowych zwrotów językowych. Chwiejne stany psychiczne, od dużego poddenerwowania, do żwawego śmiechu z oczywistym nieuwzględnieniem zasad savoir vivre w miejscu pracy.




Istny Disneyland rynku pracy. Jeśli macie do zaoferowania jakieś ciekawe postaci, podzielcie się nimi w komentarzach poniżej.

6 maj 2014

Modern Wedding Invitation

      Podejmując decyzję o ślubie pierwszą rzeczą o jakiej myślimy jest niewątpliwie suknia ślubna, w której chcemy wyglądać i czuć się bardzo dobrze. Na szczęście dzisiaj modne i popularne stały się proste i zwiewne sukienki, które zastąpiły swoje księżniczkowe koleżanki. Oczywiście możemy nadal spotkać Pannę Młodą w sukni trzy razy większej niż ona sama, wyszywanej brylantami, koralami, koronką i wszystkim czego dusza zapragnie, jednak znacznie bardziej powszechny stał się prosty look. Dlatego nie zdziwiło mnie wcale, kiedy moja przyjaciółka, która w tym roku wychodzi za mąż, oświadczyła mi w mailu, że kupiła swoją prostą sukienkę w pierwszym sklepie w zaledwie piętnaście minut. Pewnie myślicie, że trzeba mieć ku temu odpowiednie warunki i faktycznie Agata jest wysoka i szczupła, ale uwierzcie proste rozwiązania są po prostu najlepsze. O sukniach będzie innym razem, ponieważ, muszę dokładnie przeanalizować jak w tym sezonie kształtują się trendy, a na razie najzwyczajniej nie miałam na to czasu. Dziś zajmiemy się zaproszeniami, bo sezon na śluby już za pasem i każda Panna Młoda powinna na poważnie zastanowić się nad procesem wytwórczym swoich zaproszeń.

   Pisząc o zaproszeniach trzeba zacząć od motywu przewodniego, który stał się dzisiaj nieodzownym atrybutem nowoczesnych ślubów. Motyw przewodni to najczęściej grafika pojawiająca się na elementach drukowanych, typu zaproszenia, winietki, zawieszki na wódkę, kotyliony itd. Motywem przewodnim może być również kolor przejawiający się w kwiatach, butach panny młodej, dodatkach, wystroju sali, czy również na zaproszeniach. Moim zdaniem, niekwestionowanym królem ślubnych motywów jest Projekt Ślub, specjalizujący się w zaproszeniach i dodatkach ślubnych zawierających bardzo oryginalne i dopasowane do pary młodej motywy przewodnie. Projekt ślub jest naprawdę świetny w tym co robi, a wysokiej jakości produkty mają odpowiednio do tego dostosowaną cenę, niestety nie na każdą kieszeń. 


  Motyw przewodni pojawia się już na zaproszeniach, gdzie możemy zasygnalizować gościom, w jakim charakterze odbywać się będzie nasze wesele. Ja na swoich zaproszeniach umieściłam logo zawierające pierwsze litery naszych imion. Logo to starałam się później wpleść wszędzie tam, gdzie tylko udało się go dopasować. W innych ciekawych zaproszeniach, które udało mi się zobaczyć albo otrzymać dominowały nowoczesne wzory, modernistyczne czcionki i odpowiednio dobrane kolory. Zaproszenia ślubne są dzisiaj zapowiedzią całego wesela, na którym wszystko powinno się  ze sobą komponować. Zachęcam zatem do odpuszczenia sobie zakupu gotowych zaproszeń w pierwszym lepszym papierniczym, w zamian za co spróbować przygotować coś samemu, poprosić uzdolnioną koleżankę, lub jeśli starczy nam budżetu skorzystać z usług Projekt Ślubu bądź innej tego typu firmy graficznej. Przyznam się Wam, że obecnie sama pracuję nad zaproszeniami dla wspomnianej już przyjaciółki Agaty, gdzie motywem do ich realizacji stało się ... nazwisko przyszłego męża:)

Marek i Ewa Wedding Gallery

Basia i Grześ Wedding Galerry