5 cze 2013

Kurs bardzo intensywny

  Zapisaliśmy się na kurs tańca towarzyskiego. Nie jest to etap podstawowy, tylko drugi stopień trudności. Nie jest to również tylko jeden kurs, ponieważ postanowiliśmy skorzystać z okazji i zapisać się także na trzeci stopień. Dzięki czemu nasze niedzielne popołudnia stały się bardzo taneczne. Ja jestem zachwycona, Markowi wbrew pozorom, podoba się chyba jeszcze bardziej niż mnie. Myślałam, że będzie ciężko, bo nie pamiętaliśmy już prawie nic z wcześniej odbytych kursów. Na szczęście okazało się, że tego się nie zapomina i jak na pierwszy raz, poszło nam całkiem dobrze. Jedynym problemem okazał się walc angielski, ale doszlifujemy zgrzyty następnym razem.

    Trzeba jednak przyznać, że gdyby nie stanowczy krok mojego tanecznego partnera, to nie byłoby aż tak dobrze. Chylę czoła przed moim prywatnym tenisistą, za jego zamiłowanie do sportu i dobrą kondycję. Z Nim nawet tango nie jest żadnym wyzwaniem.


 
    Plan jest ambitny, uczymy się wszystkich technik, jak leci. A do samego terminu wesela, robimy sobie samodzilne potańcówki w salonie albo chodzimy "na tańce" gdzieś w eter. Polecam wszystkim, którzy mają problemy na parkiecie i panicznie boją się interakcji fizycznych ze swoim partnerem, żeby skusili się na szybki kurs. Wiadomo, są tacy, którym nawet kurs indywidualny nie jest w stanie pomóc (szczerze takim współczuję) ale wszyscy pozostali mogą nabrać choć trochę pewności siebie.


   Uwielbiam tance standardowe, Pan Młody z sympatią zerka na moje biodra w salsie, a najlepiej bawimy się do Jive (czyt. czajfa). Tylko ten disco dance to jakaś totalna pomyłka, ale w końcu nie wszystko musi się nam podobać. Jeśli nie połamiemy nóg, nic nam na głowę nie spadnie, a koń nie zastawi nam drogi, to nasze wesele będzie całkiem fajne!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz