1 lis 2013

(nie)grube czasy

     Plan był szczegółowo ustalony od dawana. Sprawa tyczyła się naszych firan, które założyliśmy sobie kupić początkowo w listopadzie, potem na święta, potem na kolejne święta, a potem po weselu. Firan nie mamy do dzisiaj, mieszkanie mamy (wynajmowane) od roku, a stare firany z prawego okna uległy całkowitemu zniszczeniu i wylądowały na śmietniku. Tym sposobem w naszych oknach panuje asymetryczny nieład, którego nie powstydziłby się najbardziej hipsterski hipster.

    Nie jest lekko, kiedy marzenia o pięknych oknach z firankami odchodzą na dalszy, ba nawet bardzo daleki plan, pozostawiając miejsca bardziej pragmatycznym potrzebom typu wyżywienie rodziny Szozda. Jak wiadomo rolą męża jest zarządzanie budżetem rodzinnym, zaś rolą żony jest jejże nakarmienie. Zadania tym bardziej trudne, gdy do 10-siątego jeszcze hen daleko, w domu dwa głodne brzuchy, a w baku pusto paliwa.
I nie mówię tutaj o polecanych przez dietetyków pięciu posiłkach, w tym minimum 2000 kalorii dziennie, odpowiedniej ilość białka, węglowodanów i witamin, ale o zwykłym najedzeniu się do syta. 

    W takiej sytuacji trzeba działać rozsądnie i z głową, a przede wszystkim jednak myśleć kreatywnie. Do baku nalewamy tylko tyle ile potrzeba na przejazd, czyli dokładnie 14 złotych 30 groszy. Na światłach wyłączamy silnik, a z górki jedziemy na luzie. Sklep wybieramy najtańszy, typu Lidl, Biedrona albo Aldik i nastawiamy się na produkty-zapychacze, do których żadne mango, wędzony łosoś, jogurt grecki i cielęcinka nie należą. Kupujemy chleb, najlepiej dwa, dziesięć jajek, troszkę sera i tanie ciasteczka czekoladowe, których po prostu nie można sobie odmówić. 

     Nie boimy się również lekko przeterminowanych produktów, które prócz światła ostały się jeszcze w naszej lodówce. Często odwiedzamy rodzinę w porach obiadowo-deserowo-kolacyjnych i na wszelkie propozycje imprezowe odpowiadamy "tym razem nie mam czasu", co w sytuacji nowo powstałej firmy powinno być dla wszystkich raczej zrozumiałe. Ubieramy się w lumpeksie, dzięki czemu dodatkowo zyskujemy miano osób bardziej fashion. Domów nie ogrzewamy, aż do nadejścia pierwszych śniegów, cytrynę kroimy na jeszcze cieńsze plastry, samochód zmieniamy na własne nogi, torebkę herbaty zalewamy dwukrotnie, na obiad gotujemy zupę mocno rozcieńczoną, a w ramach rozrywki drukujemy 3D i piszemy posty. Przede wszystkim jednak zachowujemy dobry humor, nie załamujemy się, dalej obmyślamy plany na przyszłość i czekamy na nadejście naprawdę grubych, wręcz otyłych czasów.




   Mam nadzieję, że powyżej opisane wskazówki na temat tego, jak przetrwać w kryzysowych czasach, pomogą nie tylko nam, ale też wszystkim znajdującym się w podobnej sytuacji obserwującym goodmornningwife. Pamiętajcie, co nas nie zabije, to nas wzmocni, a każde poświęcenie musi się w końcu zwrócić. 
    Aha i jeszcze jedno, święta Moi Drodzy spędzamy w AMERYCE!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz