Dokładnie za miesiąc 24 sierpnia (dziś mamy 24 lipca) przypada dzień naszego ślubu. Pamiętam doskonale nasze zaręczyny, pamiętam,
jak do ślubu było 14 miesięcy, rok, pół roku, 3 miesiące, a tu raptem zrobił się
miesiąc. Jeden, jedyny mały miesiąc, zaledwie 30 dni do wydarzenia naszego życia! Pewnie zastanawiacie się, jak miewają się nasze przygotowania i nasz stres.
W dużym skrócie sytuacja wygląda następująco: jesteśmy na wycieczce, no może nie dla wszystkich jest to wycieczka, ale dla niektórych owszem (Pan Młody w niemieckiej pracy, Panna Młoda w hotelowym basenie). Tak czy siak jesteśmy "zagranico", zwiedzamy niemieckie miasta nocą, pijemy zagraniczne piwo, odwiedzamy rodzinę i kupujemy w euro. z czystym sumieniem można uznać to za wycieczkę.
W okolicznościach mini wczasów oraz w perspektywie nadchodzącego festiwalu Audioriver, nawet jakbyśmy bardzo chcieli, jakoś nie udaje nam się stresować. I choć mam problem z torebką stawową w stopie, nasz pierwszy taniec pozostaje dalej w zamyśle, Pan Młody poza spinką do krawata z personalnym grawerem nie ma jeszcze niczego, a wódka weselna dalej stoi w sklepie, to nasze nastawienie jest nadal optymistyczne. Wspólne rozmowy coraz częściej zawężają się do tematyki ślubu i wesela, a każdy z nas powtarza, jak bardzo się cieszy i nie może doczekać na ten jakże dla nas ważny dzień.
Sytuacja w domach rodzinnych też raczej spokojna, ojcowie namawiają matki do większej ilości sztuk wódki, mamy nabywają coraz to nowsze kreacje z zamiarem ciągłego przepierania się. Pani świadkowa stale się odchudza, a Pan świadek jakby nigdy nic drukuje w najlepsze. Zobaczymy jak sytuacja będzie się rozwijać, a tym czasem Auf Wiedersehen und einen schönen Tag!